Cz. 23
Umowa
Apros oparł niepewnie plecy o coś co kiedyś było częścią budynku, a teraz prezentowało się ledwie jako ruina. Jego oddech był urywany i ciężki. Od wydarzeń ponad enklawą ludzi minęły już dwa dni i przez ten czas nieprzerwanie zmieniał swoje położenie mimo wciąż obecnych ran.
Otrzymał je na skutek zniszczenia jego skrzydlatego awatara i nie miał czasu by skupić się na zregenerowaniu swoich sił. Wszystko z powodu nieprzerwanie goniącego go, niczym cień zagrożenia.
– Możemy skończyć już ten wyścig?
Kiedy tylko usłyszał spokojny głos za swoimi plecami wyprostował się nerwowo. Westchnął lekko, po czym odwrócił się zrezygnowany.
– Czyli próba zgubienia cię od początku była skazana na porażkę? – odpowiedział pytaniem na pytanie Sida, rozkładając szeroko ręce, zaraz kontynuując. – Dalej… zabij mnie, miejmy to za sobą.
– Nie jestem tu by cię zabić – wyjaśnił szybko. – Chcę tylko porozmawiać.
– Jeżeli mnie nie zabijesz znowu mogę zaatakować ludzi.
– Wystarczy, że mi obiecasz że tego nie zrobisz. – Wzruszył ramionami. – Przynajmniej na razie.
– Obiecać? Nie stałeś się zbyt naiwny? – Apros zmarszczył brwi, zaskoczony.
– Nawet jeżeli znowu ich zaatakujesz, to nie przeszmuglujesz większości swoich mocy w jakiejś kukiełce – wytłumaczył. – A jeżeli znowu zaatakujesz w taki sposób jak teraz, to następnym razem załatwię cię bez słowa.
Nastąpiła między nimi chwila napiętej ciszy. Po minucie wpatrywania się w siebie bez słowa, Apros w końcu westchnął ciężko i siadając na pobliskiej stercie gruzu rzucił.
– I tak nie mam środków by przygotować kolejny awatar. – Spojrzał na Sida unosząc lekko głowę. – O czym chcesz pomówić?
– Dlaczego zaatakowałeś ludzi?
– Od razu do rzeczy?
– O starych czasach możemy porozmawiać za chwilę – powiedział Sid, lekko przewracając oczami.
– Widzisz w jakim jestem stanie? – zapytał z wyrzutem Apros.
– Wyglądasz jak hybryda niemal każdego stworzenia jakie istniało na tej planecie. Opętałeś wampira, nie tylko żeby żywić się krwią, ale też żeby wysysać energię z dusz ofiar? – zapytał zafrapowany.
Apros uśmiechnął się tylko kwaśno z powodu przenikliwości rozmówcy, po czym palcem podniósł swoją wargę odsłaniając kieł.
– Wyrzeźbiłeś na zębach runy pozwalające ci to robić w tej samej chwili – skomentował Sid będąc jawnie pod wrażeniem. – Dlatego potrzebujesz ludzi? Żeby odbudować swoje jestestwo?
W odpowiedzi pokręcił głową zaprzeczając, a jego kwaśny uśmiech stał się bardziej ponury.
– To znacznie bardziej skomplikowane.
– Jak ci się to w ogóle udało? – Sid rozumiejąc że nie usłyszy nic więcej w tym temacie, postanowił zapytać ponownie o kły.
– Musiałem opętać dentystę, zdobyć sprzęt, złapać wampira, uśpić i spokojnie przeprowadzić operację. Tysiąclecia czekałem, żeby móc to wprowadzić w życie.
– Faktycznie – przytaknął Sid. – kiedyś nie było narzędzi by zrobić coś takiego z łatwością, a po tym jak Michał cię pokonał pewnie nie byłeś w stanie pożywić się energią bezpośrednio. W końcu nawet ja myślałem, że cię dorwał.
– Mówisz jakby jakiś Archanioł mógł mnie zabić. – Prychnął zdegustowany. – Chciałem wprowadzić ten plan w życie jeszcze przed atakiem aniołów, ale miałem problemy przygotować odpowiednie okoliczności. Udało mi się dopiero kiedy na świat spadła apokalipsa.
– I wtedy zamiast ofiar z ludzi, musiałeś żywić się czym popadnie?
– Świat w końcu był wtedy pełen wszelkiego ścierwa.
– Wiesz, patrząc na to z tej perspektywy, naszą dwójkę to też czyni ścierwami – rzucił przytykiem Sid.
– Ty nawet nie jesteś mieszkańcem tego świata. – Wskazał go palcem, wypowiadając wszystko ostrym tonem. – Więc jesteś podróżnikiem który zagrzał tutaj kąt, a ja narodziłem się na długo przed ludźmi, jestem prawowitym gospodarzem na tej planecie. To ja cię przywitałem i zaakceptowałem twoje przybycie. Tymczasem ludzie i demony to tylko podrzędne zwierzęta, a anioły to agresorzy zasługujący na anihilacje.
Po chwili milczenia ciągnął dalej, przygnębiony.
– Żałosne gdzie skończyliśmy teraz. To jakiś paskudny żart. – Spojrzał w oczy Sida. – A co z tobą? Nie słyszałem nic o tobie przez ostatnie kilkanaście stuleci?
– Zaszyłem się niedaleko stąd, przygotowując plan jak rozwiązać nasze problemy z aniołami, jednak większość z tego musi iść nie po mojej myśli. – Spojrzał z wyrzutem na Aprosa.
– Co masz na myśli?
– Znalazłem człowieka, który ma potencjał by przewyższyć ciebie kiedy byłeś w swojej szczytowej formie. Możliwe, że z czasem zostawiłby nawet mnie w tyle. – Westchnął ciężko. – Ma pewną traumę i jest bardzo oddany gatunkowi ludzkiemu i zamierza chronić ich za wszelką cenę. Uznałem więc, że najpierw zdobędę jego zaufanie i kiedy będziemy mogli otwarcie współpracować pomógłby mi nawiązać kontakt z resztą ludzi. Wtedy bez zbędnych uprzedzeń wysłuchaliby mnie na tyle, że byłbym wstanie przygotować duża grupę potężnych ludzi by wyprowadzić kontratak przeciwko aniołom i jednym uderzeniem się ich pozbyć. – Oparł ręce na biodrach, jego ramiona opadły, a na twarzy widniała rezygnacja. – Ale pojawiła się sytuacja, kiedy musiałem go poprosić o małą przysługę i w tej samej chwili ktoś musiał zaatakować ludzi. Przez co musiałem się przedwcześnie ujawnić. Teraz czeka mnie upierdliwy etap przekonywania ich że nie jestem ich wrogiem w czasie kiedy nie mam Oskara koło siebie.
– Ty sobie to wszystko już zaplanowałeś?
– Oczywiście, że tak. Za kogo ty mnie masz? – Założył ręce na piersi. – Ale teraz to wszystko jest o wiele trudniejsze.
– Ty też mi plany pokrzyżowałeś, zdajesz sobie z tego sprawę? – zapytał go zirytowany Apros.
– Nawet nie wiem jakie to były plany, więc jak miałbym sobie z tego zdawać sprawę? – Sid po raz kolejny chciał sprowokować Aprosa do wyjawienia swych motywów, nawet jawne podanie na tacy swoich planów było wywarzonym czynem.
– Zapomnij, nie nie dam się podejść w ten sposób. – Ten bez trudu przejrzał motywy Sida i kręcąc przecząco głową dał do zrozumienia, że nie zamierza puścić pary z ust.
Ponownie zapanowała między nimi chwila ciszy, aż w końcu Apros postanowił zapytać, o coś co nurtowało go przez większość czasu.
– Co z mieczem?
– Rozpadł się w drobny mak – odpowiedział bez chwili zastanowienia.
– To widziałem, pytam się co z nim zrobiłeś?
– Oczywiście, że o niego zadbałem i gdzieś go wyrzuciłem.
– Co? – Apros oniemiał, skonfundowany. – Dlaczego go wyrzuciłeś? Przecież to Excalibur, jakby go przekuć wciąż mógłby zachować większość swoich mocy.
Sid zmarszczył czoło patrząc na Aprosa jakby widział jakiś dziwny okaz zwierzęcia.
– Przecież to był falsyfikat.
– Co? – Apros znów otępiał. – Mówiłeś że to Excalibur.
– Jak go widziałem, też myślałem, że to oryginał, ale naprawdę myślisz, że byłbyś w stanie go wtedy zniszczyć?
– To artefakt, one mają to do siebie, że zdarza im się w końcu zniszczyć, po za tym ty miałbyś nie poznać podróbki? – skomentował w pełni logicznie Apros, na co Sid wybuchł śmiechem.
Kiedy w końcu się uspokoił przetarł twarz i odpowiedział.
– Jesteś potężny, nawet teraz, ale wciąż ci daleko do twojej szczytowej formy, ale nawet wtedy nie byłbyś w stanie zostawić nawet rysy na oryginale. – Uśmiechnął się podekscytowany. – Ktoś znowu coś szykuje. – Rozciągnął się odświeżony. – Naprawdę nie powiesz mi co planujesz?
– Nie zamierzam, ale mogę ci obiecać że na razie nie dotknę ludzi. Przynajmniej tego miasta.
Słysząc te słowa, Sid kiwnął lekko głową po czym zniknął.
– I co teraz? – zapytał samego siebie Apros kierując swój wzrok ku niebu.
Najnowsze komentarze